poniedziałek, 17 lutego 2014

Rozdział 3

Zanim zaczniesz czytać puść TO (:

Tymi słowami Tomlinson przypomniał mi, w jakie gówno się wpakowałam. Powietrze, którym napełniałam moje płuca przestawało mi wystarczać. Moja klatka piersiowa unosiła się i opadała w bardzo szybkim tempie do postrzępionych oddechów. Nogi trzęsły się tak bardzo, że byłam bliska upadku. Jedyna rzecz o jakiej marzyłam, to aby cofnąć czas i zostać w tym pierdolonym namiocie. Ciarki nie opuszczały mojego ciała, a każda próba wydania z siebie dźwięku mogła zakończyć się histerycznym płaczem. Nigdy w życiu nie byłam bardziej przerażona. Zaraz wsiądę do samochodu, który najprawdopodobniej został kupiony za pieniądze już martwych ćpunów, z mężczyzną, który najprawdopodobniej zabił ich, jeszcze przed narkotykami. Z zamyślenia wyrwał mnie odgłos trzaśnięcia ciężkimi drzwiami. -Rusz dupę do środka, albo nasz mały układ straci ważność i zostawię cię tu z napalonym Harry'm. -Wycedził przez zaciśnięte zęby mój oprawca. Podniosłam głowę znad splecionych palców, a pojedyncza łza mimowolnie spłynęła po moim policzku. Otaczałam mnie złowroga ciemność, ale wiedziałam, gdzie powinnam się skierować. Niepewnie podreptałam w stronę chłopaka, który po raz kolejny zaskoczył mnie, przytrzymując drzwi od auta, tak, abym mogła usadowić się na przednim siedzeniu pasażera. Co z nim do cholery jasnej było nie tak?! Najpierw groził mi gwałtem i śmiercią, a potem zachowywał się, jak podczas jakiejś pierdolonej randki. Ten człowiek był naprawdę niepoczytalny. -Wsiadasz?- Wycedził wyraźnie zdenerwowany. Nawet idiota wie, że nie należy sprzeciwiać się facetowi z pistoletem w ręku. Na miękkich nogach wsunęłam się do samochodu, a Louis z zaskakującą delikatnością zamknął drzwi. Auto było imponujące na zewnątrz, ale jego wnętrze zapierało dech w piersiach. Siedzenia pokryte były tapicerką z białej skóry, dywaniki były nienagannie czyste, a całość dopełniał słodki zapach wanilii, sączący się z odświeżacza. W sumie, nie jestem pewna czego spodziewałam się po aucie gangstera. Marihuany walającej się po wnętrzu? Zwłok? Zapewne jednego i drugiego. Widocznie Tomlinson należał do grona mężczyzn, dla których auto było świętością. Nagle drzwi po drugiej stronie się otworzyły, a Louis zajął miejsce kierowcy. Pomieszczenie wypełnił odurzający zapach mężczyzny. Automatycznie wbiłam wzrok w moje palce, które niespokojnie drgały na kolanach. Jak dobrze, że pozbyłam się niezdrowego nawyku obgryzania paznokci już jako dziecko, bo zapewne w tym momencie nie zostałoby z nich absolutnie nic. Lewa ręka mężczyzny przekręciła kluczyk w stacyjce, aby chwilę później zmienić bieg. Noga Tomlinson'a energicznie przycisnęła pedał gazu, a auto z zadziwiającą łatwością cofnęło się, opuszczając podjazd. Chwilę później pędziliśmy leśną drogą, zostawiając nieszczęsną chatkę daleko z tyłu. Wnioskując po pozycji słońca, było około szóstej nad ranem. Dzień powoli zaczynał się budzić, przeganiając noc na kolejne czternaście godzin. -Mam na imię Louis, ale to już chyba wiesz.- Rzucił chłopak mierzwiąc ręką swoje włosy. Oniemiałam, kiedy dźwięk jego głosu rozniósł się po niewielkiej przestrzeni. Momentalnie spięłam moje ciało, kuląc się znacznie na skórzanym siedzeniu. Mężczyzna zaśmiał się gardłowo, widząc moją reakcję. -Dopóki wypełniasz moje polecenia i nie przeciwstawiasz mi się, nie masz się czego obawiać, Coco.- Powiedział łagodnie. -Tak kurwa, już to widzę.- Przemknęło przez moje myśli,ale byłam zbyt przestraszona, żeby pyskować w jego towarzystwie, więc postanowiłam zachować opinię dla siebie. -Opowiedz mi coś o sobie.- Dorzucił, a ja byłam bliska zapytania się go, czy do reszty postradał zmysły. Halo, ten facet mnie szantażował i groził, a teraz pyta się mnie o ulubione zwierzę? Ta sytuacja była chora. -Nie dosłyszałaś, kurwa? Jak się pytam, to masz mi odpowiadać.- Dodał nieźle wkurwiony. -A..co.. Co konkretnie chcesz wiedzieć?- Zapytałam najspokojniej jak potrafiłam, chociaż byłam bliska załamania nerwowego. -Ile masz lat, czym się zajmujesz, czy masz jakąś rodzinę.- Chłopak wzruszył ramionami, a na jego usta wstąpił nieśmiały uśmiech, dodający mu chłopięcego uroku. Co z tym facetem jest do chuja nie tak? Zmienia nastrój szybciej niż nastolatka z okresem. -Mam dwadzieścia lat i jestem studentką prawa.- Powiedziałam, wbijając wzrok w drogę przez nami. -A rodzina?- Poczułam się jak na jakimś pierdolonym przesłuchaniu. -Jestem jedynaczką, a moi rodzice nie żyją.- Wycedziłam z coraz większym poirytowaniem. -Okej, widzę, że to dość drażliwy temat.- Chłopak obdarzył mnie przelotnym spojrzeniem, a po chwili jego cała uwaga znów skoncentrowana była na drodze. -Co robiłaś w tym lesie? To znaczy, jak znalazłaś się w moim domu? Nie wyglądasz na fankę przygód z mordercami.- Zaśmiał się z własnego dowcipu, ale mnie jakoś nie było do śmiechu. -Byłam na biwaku z przyjaciółkami.-Powiedziałam pocierając ramiona z zimna. Louis dostrzegł mój ruch i podkręcił ogrzewanie w aucie, za co byłam mu niezmiernie wdzięczna. -Wyszłam z namiotu i zgubiłam drogę powrotną. -Chłopak przytaknął nieznacznie. -Powinnaś bardziej uważać. Mogłaś trafić na jakichś dilerów, lub Boże broń, morderców. -W tym momencie oboje parsknęliśmy śmiechem. Louis wyglądał tak niewinnie, kiedy uśmiech wstępował na jego groźną twarz. -Na szczęście obyło się bez takich sytuacji.- Dodałam, a auto po raz kolejny wypełniło się naszymi śmiechami. W sumie, przez te parę minut zapomniałam jak bardzo mnie przerażał. Zapomniałam, że jest mordercą. Przez chwilę po prostu żartowaliśmy jak para dobrych znajomych. Dziwne. Jeszcze chwilę temu nie mogłam oddychać w jego obecności, a teraz, jak gdyby nigdy nic, żartowałam razem z nim z mojego pecha. Właśnie wjechaliśmy na przedmieścia Londynu, kiedy jego ochrypły głos dotarł do moich uszu. -Polubiłem cię. Na prawdę nie chciałbym cię zabić.- Kolejna zmiana nastroju. Jego wyznanie przypomniało mi, jak bardzo groźny był. Nie chciałam się do tego przyznać, ale kiedy nie był przerażającym skurwielem, całkiem przyjemnie przebywało się w jego towarzystwie. -Nie pierdol o naszym małym spotkaniu na prawo i lewo, a będzie dobrze. -Po raz kolejny wzdrygnęłam się, ale delikatnie pokiwałam głową na znak zgody. Milczenie za życie. Dość uczciwy układ. -Gdzie mieszkasz?- Zapytał wracając do tonu skurwiela. Popatrzyłam, jak sprawnie manewruje, wyprzedzając auto przed nami. Odwróciłam się spoglądając na niego dyskretnie. Zarost delikatnie pokrywał jego dobrze zarysowaną szczękę, a błękitne oczy zdawały się zamrażać drogę przed nami. Patrzyłam, z jaką pasją prowadził swoje absurdalnie drogie auto. Już na pierwszy rzut oka, dało się stwierdzić, że to było jego hobby. Miałam kiedyś do czynienia z miłośnikami wyścigów. Parę lat temu, w wakacje, dorabiałam sobie jako pomoc w warsztacie samochodowym. Średnio kobiece zajęcie, ale potrzebowałam pieniędzy, aby opłacić studia. Okazało się to niezłym źródłem zarobku, a do tego bawiłam się świetnie. Zaczynałam podając klucze mechanikom, a kończyłam nielegalnie podrasowując silniki paru chłopakom, którzy brali udział w wyścigach ulicznych. Stare dzieje. -Kurwa mać, czy możesz zacząć mi odpowiadać?- Warknął zdenerwowany Louis. -Tiffany's Road 37.-Powiedziałam przestraszona. Parę minut później, samochód Tomlinson'a zatrzymał się przed wejściem do mojego domu. Chwyciłam klamkę, aby jak najszybciej opuścić pojazd, ale drzwi nie chciały ustąpić. -Chyba nie sądziłaś, że wypuszczę cię bez pożegnania.- Zarechotał złowieszczo. Odwrócił się w moją stronę i mocno przyciągnął mój podbródek w swoją stronę, łącząc nasze usta w pocałunku. W momencie, kiedy jego ciepłe, pełne wargi zderzyły się z moimi, powietrze ulotniło się z mych płuc. Wyczułam chłodny metal jego kolczyka, kiedy przywarł do mnie mocniej. Gdy zorientowałam się, co robimy, natychmiast odepchnęłam od siebie mężczyznę i jak oparzona wybiegłam z auta. Do moich uszu dobiegł głośny śmiech Louisa, co tylko potęgowało moją dezorientację. -Pamiętaj, nikomu ani słowa, bo w przeciwnym razie będę musiał cię zabić. Do zobaczenia, księżniczko.- Rzucił przez otwarte okno auta. -Nastąpi to szybciej niż myślisz.- Zaśmiał się, a już po chwili obserwowałam, jak jego auto z zawrotną prędkością ginie pośród londyńskiej dżungli.

____________________________________________________________________________________________________________
  Witajcie żuczki♥ Kolejny rozdział #Toxic już za nami! Mam nadzieję, że Wam się podobał (: Jeśli macie jakiekolwiek pytania do nas, lub postaci z opowiadania, możecie zostawić je TUTAJ, NA OFICJALNYM ASKU.FM. Dziękuję za każdy komentarz i ciepłe słowo! Jesteście niesamowici. Ily, do następnego razu xx Zosia

wtorek, 4 lutego 2014

Rozdział 2

Obudziły mnie dźwięki przyciszonej rozmowy, ale byłam zbyt zdezorientowana by rozpoznać dwa kłócące się głosy. Bolała mnie głowa i zupełnie nie wiedziałam gdzie jestem.
–To w końcu co z nią zrobimy?- Zapytał pierwszy.
–Pozbywamy się. Nie zostawiamy żadnych świadków, pamiętasz?- Odpowiedział drugi z wyraźną irytacją w głosie. Ten głos. Niski i zachrypnięty. Na jego dźwięk przypomniałam sobie wszystkie wcześniejsze wydarzenia, a przez moje ciało przebiegł dreszcz. Byłam świadkiem zabójstwa. O kurwa. Straciłam przytomność, a teraz znajduję się w jednym pomieszczeniu z mordercami. W dodatku jestem całkowicie zdana na ich łaskę. Zajęcia z kryminalistyki nauczyły mnie, że w takich momentach ucisza się świadka. Najlepiej kulą w łeb. W co ja się wpakowałam? Było mi zostać w tym pieprzonym namiocie.
 Postanowiłam, że dalej będę udawać nieprzytomną, przynajmniej dopóki nie dowiem się, jakie mają plany względem mnie. Myślę, że to najlepszy pomysł, na jaki wpadłam tego ranka.
–Na prawdę chcesz ją zabić Tommo?- Do dyskusji dołączyła się kolejna osoba.
-Tak, zdecydowanie to miałem w planach.- Odpowiedział mężczyzna o zachrypniętym głosie.
–Może po prostu ją nastraszymy? Nie wygląda na kogoś, kto po spotkaniu z nami pobiegłby na policję.
- Nikt nie jest aż tak głupi Nialler, nawet ona. –Gdyby to nie byli mordercy, a ja nie byłabym niemiłosiernie przerażona, pewnie fuknęłabym obrażona. Co jak co, ale głupia nie byłam. No dobra, biorąc pod uwagę moje obecne położenie, byłam, jak but.
–Louis, po prostu pogadaj z nią, tak, jak tylko ty potrafisz, a potem, zapomnimy o niej i zajmiemy się sprawą tego popierdolonego Sykies’a.
–Nie bądź babą, Payno. Co, podoba ci się nasza nachalna koleżanka, z gównianym wyczuciem czasu? To ją sobie weź. Nie obchodzi mnie, co z nią zrobisz. Możesz zgwałcić i zostawić w lesie, byleby tylko trzymała gębę na kłódkę.- W tym momencie modliłam się tylko o to, by „Payno”, okazał się bardziej wielkoduszny niż jego kolega i nie potraktował tekstu o gwałcie na poważnie.
–Ja się nią chętnie zajmę.- Powiedział radośnie kolejny mężczyzna. Usłyszałam kroki zbliżające się w moją stronę i nagle, zupełnie odruchowo otworzyłam oczy. Oślepiło mnie niewiarygodnie jasne światło, więc dopiero po kilku sekundach zobaczyłam gdzie się znajduję. Siedziałam w piżamie, na krześle, na którym wcześniej spoczywała ofiara tych mężczyzn. Pod moimi stopami znajdowała się kałuża krwi, ale poczułam ulgę, gdy nie zobaczyłam nigdzie martwego ciała. Przejechałam wzrokiem po zdezorientowanych twarzach facetów. Widocznie oni też nie spodziewali się, że tak szybko odzyskam świadomość . Dwóch z nich siedziało na kanapie, jeden stał tuż przy mnie, a ostatni, ze znajdujących się w pokoju chłopaków, opierał się o dziwi. Ciało każdego z nich było pokryte licznymi tatuażami i kolczykami. Nawet będąc w obliczu śmierci, pomyślałam, jak bardzo bolesne i niezdrowe są rysunki na ciele.
–Nasza mała koleżanka się obudziła.- Zaśmiał się chłopak w lokach. Wydawało mi się, że był najmłodszy z całej paczki, chociaż jego bezczelny uśmiech i gwałcicielskie zapędy dodawały mu lat.
-To co, Tommo? Mogę ją pożyczyć? Pobawimy się trochę, księżniczko.- Dodał podchodząc do mnie. Wydawało mi się, że jego pytanie było skierowane do mężczyzny opierającego się o drzwi. Automatycznie wzdrygnęłam się próbując zwiększyć przestrzeń między chłopakiem w lokach, a mną. Gdy moje spojrzenie skrzyżowało się z lodowo błękitnymi oczami chłopaka opartego o drzwi, wzdłuż mojego kręgosłupa przebiegły ciarki. Przygryzł wargę, bawiąc się małym kolczykiem zdobiącym jego usta. Czy tak właśnie będzie wyglądał mój koniec? Umrę zgwałcona i pobita przez przypadkowego mordercę? W obliczu śmierci uświadamiasz sobie, jak wielu rzeczy nie zrobiłeś, jak wiele swoich marzeń odkładałeś na później. Czy ludzkość zapamięta mnie jako przeciętną studentkę z aspiracjami na prawnika? Czy ktoś kiedykolwiek odkryje prawdziwą historię mojej śmierci? W sumie, kto miałby się tym przejmować? Jedyną osobą, którą kocham jest Chris, ale ona wciąż śpi. W pieprzonym namiocie. Dokładnie tam, gdzie powinnam się teraz znajdować. Z zamyślenia wyrwał mnie ochrypły głos.
–Nie.- Syknął Louis nie przerywając naszego kontaktu wzrokowego. W tym momencie mina chłopaka w lokach zrzedła, a on sam cofnął się o krok. Co się dzieje? Nie zostanę zgwałcona przez lokowatego? –Ja się nią zajmę. Spieprzajcie.- Dodał od razu. Jeden z mężczyzn, jak mi się wydawało Payne, bąkną coś o byciu ostrożnym, po czym cała trójka opuściła pomieszczenie. O kurwa. Zostałam sama. Z nim. Z ich szefem. Kurwa. W momencie, kiedy w duchu modliłam się o to, aby zniknąć, rozpłynąć się w powietrzu, Tomlinson przysunął drugie krzesło, tak, że siedzieliśmy naprzeciw siebie. Teraz miałam czas, żeby przyjrzeć mu się lepiej. Jego oczy miały hipnotyzujący kolor oceanu, a kilkudniowy zarost pokrywał jego policzki i brodę. Kiedy delikatnie nachylił się w moją stronę, uderzył mnie jego zapach. Był ostry i zmysłowy, wydawało mi się, że to połączenie paru wód kolońskich. Gdyby tylko nie był przestępcą, zdecydowanie byłby w moim typie.–Nie wiem, jak znalazłaś się w moim domu i szczerze mówiąc, chuj mnie to obchodzi.-Zaczął spokojnym tonem. – Dobrze wiesz, co widziałaś i nie próbuj pierdolić, że jest inaczej. Nie wyglądasz na głupią i mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, że już dawno powinnaś nie żyć. To, że teraz, kurwa, oddychasz jest zasługą tylko i wyłącznie Liama. Powinnaś mu obciągnąć, bo gdyby nie to, już dawno bym cię zajebał.- Zatkało mnie. Obsceniczny język mężczyzny wstrząsną mną dogłębnie. Wiedziałam, że jest przestępcą, ale wydawało mi się, że nawet oni potrafią odzywać się odpowiednio towarzystwie kobiety. Nieważne. Chłopak miał rację, bo za coś, czego byłam świadkiem, już dawno powinnam być martwa. Skinęłam głową na znak zrozumienia, ponieważ nie byłam w stanie zmusić się do powiedzenia czegokolwiek.
–Jak się nazywasz?- Rzucił od niechcenia chłopak.
-Marlboro. Coco Marlboro. –Wydusiłam z siebie w akcie przypływu odwagi.
-Jaja sobie, kurwa, robisz, prawda? Straciłem właśnie dwa kilogramy kokainy, a zyskałem..- Uważnie zmierzył moją sylwetkę. –Pięćdziesiąt? Tylko, że mnie taka wymiana nie interesuje. –Parsknął.
-Posłuchaj uważnie Skarbie. Jeśli ktokolwiek, kiedykolwiek dowie się o tym, co przez przypadek zobaczyłaś, to będzie twój koniec. Nie ukryjesz się, ani w niebie, ani na ziemi. Jeśli psy się dowiedzą, poruszę, kurwa, piekło, żeby cię znaleźć i zajebać. Rozumiemy się? – Moje ciało przeszły ciarki. Jeszcze nigdy nie bałam się tak bardzo, jak teraz. O kurwa, mam przejebane.
–ROZUMIESZ?- Mężczyzna podniósł głos, wstając gwałtownie. Jego wysoka sylwetka znacznie górowała nad moim ciałem, co przerażało mnie do granic możliwości. Niepewnie kiwnęłam głową bojąc się odezwać.
-Powiedz, kurwa, że zrozumiałaś, suko.- Rzucił ostro w moją stronę.
-Tak, zrozumiałam. –Wybełkotałam niewyraźnie.
-Podoba mi się, jak ochoczo wykonujesz moje polecenia. Ciekawe, czy wszystkie…- Powiedział zadziornie, a na jego usta wstąpił bezczelny uśmiech. Pomimo tego, że byłam kurewsko przerażona, wciąż mogłam wyczuć podtekst seksualny w jego wypowiedzi.
-Teraz odwiozę cię do domu, a ty, będąc grzeczną dziewczynką zapomnisz o mnie i o całej tej sprawie. Aha, i żebyś przez przypadek nie powiedziała komuś, czegoś, co jest naszym małym sekretem.- Puścił oczko w moją stronę i ruszył do drzwi. Moje ciało momentalnie się spięło, a ja uświadomiłam sobie, że wstrzymywałam oddech. Jak to możliwe, że będąc tak niesamowicie przerażającym, ten skurwysyn mnie pociąga? Ogar, Coco. Przed chwilą cudem uniknęłaś śmierci, a teraz myślisz o tym, jak bardzo seksowny jest twój oprawca? Jezu!
-Długo mam czekać? Ruszysz się, czy mam ci w tym pomóc?- Zapytał Tomlinson. Stał już przy drzwiach, a ja wciąż siedziałam na krześle. Niepewnie podniosłam się z siedzenia i ruszyłam w stronę mężczyzny, który, jak przystało na gentelmana (zapewne nim nie był) przytrzymał mi drzwi. Nie miałam do czynienia z dużą ilością przestępców, ale ten był zdecydowanie najdziwniejszy. Czy on przed chwilą nie nazwał mnie „suką”?
Podążałam za nim, na miękkich nogach, w dół schodów, aż do drzwi wyjściowych. Moim ciałem targały dreszcze, a problemy z oddychaniem absolutnie nie poprawiały mi samopoczucia. Wciąż trzęsłam się ze strachu, ale Tommo nie wyglądał na przejętego tym faktem. O to właśnie mu chodziło, żeby mnie nastraszyć. I wiecie co? Cholernie mu się udało, bo aktualnie byłam bliska do ponownego omdlenia. Chłopak przystanął w korytarzu, aby wymienić parę zdań blondynem, którego widziałam już wcześniej, w tamtym pokoju.
-Nialler?- Zapytał mój oprawca, kiedy wychodziliśmy z drewnianego domku.
-Hmm? – Rzucił blondyn krzątając się po kuchni niewielkiego apartamentu.
-Upewnij się, że Zayn dobrze ukrył zwłoki.
___________________________________________________
HEJ SŁONECZKA (: Po małej przerwie powracam z nowym rozdziałem! Mam nadzieję, że nie jesteście na mnie złe, za malutki zastój w opowiadaniu. Postaram się dodawać rozdziały regularnie! Słowo harcerza! (No dobra, nie byłam, nie jestem, ani nigdy nie będę harcerzem, ale wiecie o co mi chodzi xD) Niedługo w zakładce "kontakt" powinien pojawić się oficjalny ask.fm Toxic'a, więc jeśli macie pytania do nas, lub bohaterów, to walcie śmiało.
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
Zocha xox

środa, 1 stycznia 2014

Rozdział 1

Zanim zaczniesz czytać puść tę piosenkę (: 

-Pani Coco Marlboro.- Wykładowca wyczytał moje nazwisko i podszedł do mojej ławki.- Bardzo ładna praca, myślę, że pańska rozprawka na temat kary śmierci jest odpowiednio przemyślana i wywarzona.-Dodał mężczyzna. Po Sali przeszedł pomruk zadowolenia. Coco Marlboro. Kokaina i papierosy. Z tymi właśnie używkami wszystkim kojarzy się moje nazwisko. Nigdy nie zdążyłam podziękować za nie rodzicom, bo oboje zginęli w wypadku samochodowym, kiedy miałam zaledwie roczek. No trudno, już przyzwyczaiłam się, że moja godność wzbudza śmiech u wszystkich znajomych. Kiedy zajęcia z historii prawa dobiegły końca, Chris Blackberry, moja najlepsza przyjaciółka podbiegła do mnie i radością oznajmiła, że jej praca nie była najgorsza i ona również zaliczyła test.
-Parę dziewczyn wybiera się na biwak za miasto. Pomyślałam, że fajnie byłoby się do nich przyłączyć.- Zaczęła dziewczyna. –Oh Chris, dobrze wiesz, że nienawidzę biwaków! To całe robactwo i brak łazienki…- Nie marudź!- Uciszyła mnie dziewczyna.- Pomyśl tylko. Cisza, ognisko, hektolitry piwa i nasza babska paczka. Będzie super! Nie daj się prosić.- Moja przyjaciółka wiedziała, że kiedy na moje usta wdarł się mały uśmiech, poddałam się i przestałam walczyć. –Babski weekend czas zacząć!- Krzyknęła Chris zwracając na nas uwagę kilku innych studentów. Nigdy nie przypuszczałam, że ten jeden wyjazd bezpowrotnie odmieni moje życie i wywróci je do góry nogami.
-To już ostatnie, obiecuję.- Powiedziałam ze śmiechem przyjmując od Danielle kolejną puszkę Heinekena. Postanowiłyśmy rozbić nasz obóz w małym lasku, niedaleko rzeki, parę kilometrów za Essex. Dziewczyny miały rację. Było tu pięknie, słonecznie i cicho. W końcu wypocznę i popracuję nad swoją opalenizną. Pogoda była dzisiaj wyjątkowo piękna, biorąc pod uwagę to, że pochmurna i deszczowa Anglia raczej nas nie rozpieszcza. –I co Coco, masz kogoś na oku?- Zapytała Eleanor odrywając wzrok od egzemplarza Glamour, który dzierżyła w swoich smukłych dłoniach. – Coco ma romans z „Dziejami Herodota” lub ewentualnie „Rozważną i Romantyczną”.- Zadrwiła Chris. –Te książki są cudowne, a poza tym na razie nikogo nie szukam.- Odgryzłam się wystawiając język przyjaciółce. –Z twoim wyglądem mogłabyś mieć każdego. Zazdroszczę ci tych cholernie długich nóg, niewinnej twarzyczki i dużych cycków.- Powiedziała Jade poprawiając swoje Ray-Bany. –Każdy facet leżałby u twoich stóp, gdybyś tylko odłożyła na chwilę tą pieprzoną naukę. –Dodała Leigh-Anne. –Dajcie spokój, nawet kujony potrzebują od czasu do czasu porządnego bzykanka. –Dorzuciła Jesy i wszystkie razem parsknęłyśmy głośnym śmiechem.
Obudziłam się około trzeciej nad ranem, zaalarmowana napełnionym pęcherzem. Popatrzyłam na Chris, która wciąż słodko spała. Spróbowałam położyć się z powrotem, lecz bardzo trudno było mi zignorować potrzebę. Po przemyśleniu wszystkich „za” i „przeciw” opuszczenia naszego cieplutkiego namiotu, cicho rozsunęłam suwak i wygramoliłam się na zewnątrz. Ognisko było już przygaszone, więc nie byłam w stanie dostrzec nic, w panujących ciemnościach.
Po omacku zagłębiłam się w las. Kiedy znalazłam odpowiednie miejsce, opuściłam spodnie mojej piżamy i ulżyłam sobie. –O niebo lepiej.- Pomyślałam wracając do namiotu.- Cholera jasna!- Zaklęłam potykając się o połamaną gałąź, na którą nie zwróciłam uwagi. Kontynuowałam moją podróż do obozowiska, kiedy minęłam bardzo stare i rozłożyste drzewo, którego nigdy wcześniej nie widziałam.-Coco, ty idiotko! Zgubiłaś się w cholernym lesie i do tego jeszcze w środku nocy! Zajebiście!- Skarciłam się w duchu.-Gorzej być już nie może.- Dodałam na głos. Oh, ależ ja byłam głupia. Idąc prostą drogą dostrzegłam małe, żółte światełko w oddali. –Czy to możliwe, że ktoś mieszka w środku lasu?- Pomyślałam. A właściwie wcale nie myślałam. Zbliżając się do drewnianej chatki byłam pewna, że jej właścicielem jest miły i przyjazny gajowy, coś w stylu Hagrida. Ależ ja byłam naiwna. Kiedy podeszłam bliżej okazało się, że to, co z daleka wydawało mi się małym, drewnianym domkiem, rzeczywiście jest pokaźnych rozmiarów rezydencją. -Ktoś , kto buduje dom w środku lasu raczej nie jest zbyt towarzyski.- Przemknęło przez moje myśli. Trudno, właściciel rezydencji jest moją ostatnią deską ratunku. Miejsce na podjeździe zajmował duży, czarny samochód z niskim zawieszeniem.- O, mój Boże! Czy to jest  Pagani Huayra, jedno z najdroższych aut na świecie?- Pomyślałam. Nawet na kacu i w środku nocy rozpoznam auto moich marzeń. Gdybym sprzedała mieszkanie, wszystko co mam i wzięła olbrzymi kredyt, wciąż nie byłoby mnie stać na zakup tego cacka. Intrygujące, co taka maszyna robi w środku lasu.
Niepewnie stanęłam przed drzwiami domu i spojrzałam na swój strój. Miałam na sobie flanelowe spodnie od piżamy w różowo-białą kratę, szarą bluzę i trampki.-Może jest szansa, że domownicy się nie wystraszą? -Pomyślałam. Delikatnie zapukałam w duże, mahoniowe drzwi. Cisza. Odczekałam chwilkę i spróbowałam jeszcze raz, tylko energiczniej. Znowu brak odzewu. Zdesperowana chwyciłam klamkę i niepewnie pociągnęłam w dół. Ku mojemu zaskoczeniu potężne drzwi ustąpiły, prezentując mi wnętrze budynku. Na wprost wejścia znajdowały się szerokie, drewniane schody, a tuż obok piękny, marmurowy kominek, w którym wesoło trzaskał ogień. Przed nim stały dwa fotele i niewielki stolik. Na ziemi leżał puchaty, biały dywan, wyglądający na niezwykle miękki. Na prawo od schodów znajdowała się przestronna kuchnia, w której paliło się światło. Wnętrze było niezwykle ciepłe i przytulne. Postanowiłam, że najlepszym rozwiązaniem będzie dać znać domownikom, że mają nieoczekiwanego gościa. -Ekhhem.- Odchrząknęłam. –Jest tu ktoś?- Durne pytanie, wiem, ale nie miałam pojęcia jak zaalarmować właścicieli uroczej chatki o moich odwiedzinach. Znowu cisza. Nikt nie odpowiedział. -Co jest nie tak?- Zapytałam się w duchu i ruszyłam w górę potężnych schodów. Z każdym moim krokiem stopnie pod moimi stopami złowieszczo trzeszczały. –Coco, ty pierdolnięta kretynko, a co jeśli w tym domu mieszka seryjny morderca? Gratuluję pomyślunku. Nagroda dla największej idiotki świata trafia do panny Marlboro!- Mój wewnętrzny monolog przerwały mi dziwne odgłosy dochodzące z jednego z pokoi. Nie wiem czemu, ale w tym momencie stwierdziłam, że lepiej będzie pozostać w ukryciu. -Ostatnia szansa Coco, spierdalaj stamtąd.- przemknęło przez moje myśli. Zbliżyłam się do uchylonych drzwi, a odgłosy wydawane przez lokatorów stały się bardziej wyraźne. –Pytam cię ostatni raz i lepiej, żebyś, kurwa, odpowiedział.- Warknął zachrypnięty, męski głos.- Kto nas wsypał? Skoro nie ty, to który z pieprzonych znajomych Parkera powiadomił psy? Kurwa mać, do mówię do ciebie! Straciliśmy dwa kilogramy najczystszej kokainy!- Odgłos wymierzania siarczystego policzka rozszedł się po pomieszczeniu.-O, mój Boże. Moje nogi ze strachu odmówiły posłuszeństwa tak, że mogłam tylko stać i przysłuchiwać się ostrej wymianie zdań. – Auuuł!- Zawył z bólu głos, który odezwał się po raz pierwszy. – Uspokój się Tommo. Jak koleś nie chce gadać, to podzieli los przyjaciela który nas  wydał.- Powiedział inny mężczyzna. –Racja Zayn, zajmiesz się tym czy ja mam z nim skończyć?- Znów odezwał się zachrypnięty głos. –Nie zrobisz…tego. Zbyt.. bardzo boisz się.. konsekwencji, Tomlinson. Wiesz, że Nathan ci.. tego nie daruje.. – Wydyszał facet, który jak mi się wydawało był ofiarą zajścia. Wszyscy zgromadzeni wybuchli głośnym i złowieszczym śmiechem, od którego moje włosy stanęły dęba. W pomieszczeniu musiało się znajdować kilku mężczyzn. Po paru sekundach rechot ustał, a zamiast tego usłyszałam odgłos odbezpieczania broni. O nie. Do moich uszu dotarł strzał, a po chwili głuchy dźwięk czegoś ciężkiego, upadającego na drewnianą podłogę.
Poczułam, że moje nogi są jak z waty, po plecach przechodzą ciarki, a serce wali jak młot. Byłam kurewsko przerażona. Kuźwa, właśnie byłam świadkiem morderstwa! Będąc całkowicie w amoku spróbowałam się cofnąć, ale moje miękkie ze strachu nogi potknęły się o dywan, a ja z hukiem upadłam na ziemię. Kurwa mać .Nagle drzwi gwałtownie się otworzyły, ukazując pięcioosobową grupę wytatuowanych mężczyzn, stojącą w jasnym pokoju. No i trupa, całego zakrwawionego, i  leżącego na podłodze. Chłopak który otworzył drzwi, miał nie więcej niż 23 lata, był wysoki i dobrze zbudowany. Jego idealnie wystylizowane włosy były zaczesane do tyłu, a kilkudniowy zarost sprawiał, że wyglądał bardzo pociągająco. Kurwa, Coco! On jest MORDERCĄ! Kiedy jego lodowato błękitne spojrzenie skrzyżowało się z moim, straciłam przytomność, a ostatnie co usłyszałam to –Kogo my tu mamy?- wydobywające się z ust pięknego mężczyzny, o nazwisku, jak mi się wydawało, Tomlinson. Później była już tylko ciemność.
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że po raz pierwszy spojrzałam w oczy samego diabła, najgorszego koszmaru, najbardziej toksycznej trucizny i mojej największej miłości.
_________________________________________________________________________________
Wreszcie jest! Pierwszy rozdział #TOXIC! Nawet nie macie pojęcia jak bardzo jestem wdzięczna za każdy komentarz lub odwiedzenie bloga (: Kolejna część opowiadania pojawi się za kilka dni, a jeśli chcecie być informowani na bieżąco o nowych rozdziałach, zostawcie swój twitterowy username w komentarzu. 
                                                                        Z xo

poniedziałek, 30 grudnia 2013

Prolog


Upiłam łyk parującej herbaty z czerwonego kubka i podciągnęłam kolana pod brodę. Obdarzyłam moją przyjaciółkę, Chris, najczulszym uśmiechem, na jaki było mnie stać i znów napełniłam usta gorącym płynem. Wciąż nie mogłam zapanować nad drgawkami, które rozchodziły się po moim ciele. Łzy na policzkach zaschły, ale powieki nadal były napuchnięte i zaczerwienione. Nie wierzę, że zrobił to kolejny raz. Obiecał, obiecał mi, że to już nigdy się nie zdarzy! Wciąż nie mogę wybaczyć sobie, że wtedy wróciłam. Ciągle wracam i właśnie za to siebie nienawidzę. Jestem zbyt słaba, żeby zacząć żyć samodzielnie. Chris nie jeden raz błagała mnie, żebym Go zostawiła, zapomniała, ale ja nie potrafiłam. Uzależniłam się od Niego do tego stopnia, że nie zwracałam uwagi na jego wady, wybryki i wykroczenia.
-Uderzył cię?- Zapytała dziwnie spokojnym głosem Chris. Nie odpowiedziałam. –Pytam, czy znów to zrobił. Coco, czy ta żałosna imitacja mężczyzny podniosła na ciebie rękę? - Wbiłam swój wzrok w wykafelkowaną podłogę kuchenną i delikatnie przytaknęłam głową. – Ale Louis nie chciał tego zrobić! Po prostu bardzo zdenerwował się na któregoś z chłopaków, a tylko ja byłam pod ręką. Musiał się wyżyć, jego praca jest bardzo stresująca. – Powiedziałam coraz mniej wierząc we własne słowa. –Kurwa, Coco! Przestań go w końcu usprawiedliwiać! On cię bije! Regularnie przychodzisz do mnie zapłakana z coraz to nowszymi siniakami! Są wszędzie, na ramionach, plecach, brzuchu! Przestań je pudrować, siedzieć cicho i zgadzać się na takie traktowanie. Kocham cię, jesteś moją przyjaciółką, i jeśli ty tego nie zrobisz, ja zgłoszę to na policję.- Nie, Chris, proszę cię. Louis’em i tak zbyt bardzo interesują się gliny. Jego praca i ..- Christina nie dała mi dokończyć wypowiedzi. –No właśnie! Czym on się tak właściwie zajmuje, co? Nazywasz pracą handel narkotykami, bronią i nielegalne wyścigi? Coco, nie możesz się go dłużej bać! Oderwij się od niego. Jesteś piękna, młoda, inteligentna i stać się na prawdziwego mężczyznę, który nigdy nie dotknie cię w ten sposób.
Gdyby tylko wiedziała… Louis był cholernie przystojny, inteligentny i niesamowicie niebezpieczny. W jego rękach znajdują się wszystkie prochy w UK i większość broni. Jest również królem nielegalnych wyścigów. Duże pieniądze i duże ryzyko. Wszystko co kocha. Niestety cały stres coraz częściej odreagowuje na mnie. Każdy cios wymierzony w moją stronę jest mocny i bolesny. Nie chodzi mi o ból fizyczny, lecz to co się dzieje w mojej głowie. Kocham go. Pomimo tego, że Louis jest wybuchowy, nieokiełznany i agresywny, kocham go kurewsko mocno. Znamy się zaledwie od paru miesięcy, a ja uzależniłam się od niego do tego stopnia, że wszystko co robię bez Louisa jest bez sensu. Po wybuchach złości zawsze zaczyna świecić słońce… Każdy mój siniak zostaje obdarowany czułym pocałunkiem, poranione nadgarstki najdroższą biżuterią, a moje zaślepione miłością serce przyjmuje wszystkie jego wymówki i usprawiedliwienia. Chris ciągle powtarza mi, żebym z nim zerwała, zostawiła go i zapomniała, ale ja nie potrafię. Jego uśmiech uśmierza cały ból, słodkie słówka sprawiają, że wybaczam mu i wszystkie winy puszczam w niepamięć. Kiedy Louis mówi, że mnie kocha, w moim brzuchu budzą się stada cholernych motyli, a moje serce się raduje. 
Seks z Louisem jest agresywny, mocny i dziki. Zawsze zostawia ślady na moim ciele, ale ja o to nie dbam. Kiedy całuje moją szyję, szepcze mi do ucha te wszystkie rzeczy, które chce ze mną zrobić… zapominam o bólu, cierpieniu i rozpaczy. Wtedy na świecie istnieje tylko nasza dwójka, nic innego się nie liczy. 
Nasza miłość mnie zabija, niszczy. Wiem, że będąc z Nim długo nie wytrzymam, ale wiem też, że bez niego moje życie jest pozbawione sensu. Bez jego miłości jestem nikim. Nie obchodzi mnie jego niebezpieczna praca, kilogramy narkotyków przetrzymywane w moim domu. Oddałam mu się bez reszty i pozwoliłam się prowadzić. Wiem, że nie wyjdzie mi to na dobre, bo nasza miłość jest toksyczna.